ale się dwóch z gromady o to dopraszali, a gdy obu dozwolić dla straty czasu nie było podobna, żaden więc nic nie powiedział. Król dowiedziawszy się o tém nazajutrz ciekaw wymowy wiejskiéj, kazał się powozowi zatrzymać i oracji wysłuchał. To przyjęcie przez starców gromady ofiarujących chleb i sól, parę źrebców siwych, dwa woły siwe, parę owiec i jagniąt siwych, przy prostéj mowie, musiało się królowi podobać, który wieśniakom rękę swą dał do pocałowania i w dobrym humorze daléj ruszył.
W Stepańcach mil dwie za Potokiem przeprzęgano konie, gdzie znowu gromady ludu okrzykami witały, aż nareszcie ukazał się nie dościgniony Kaniów, przed którego wjazdem i wiejski lud i kahały i księża Bazyljanie z opatem na czele ks. Fizykiewiczem, powitali monarchę.
Tego dnia po obiedzie o godzinie drugiéj i po kawie, król do swych pokojów, a dwór po kwaterach się rozszedł. Odwiedzał przybyłych dziedzic miejscowy ks. podskarbi. Wieczorem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa.djvu/131
Ta strona została skorygowana.