Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

króla zjeżdżającego już z przewozu i uwiadomili go o bezpieczném przejściu, namawiając, żeby piechotą z niemi przebył ten kawałek. Król łatwo dając się namówić wysiadł z karety i dał się prowadzić drożyną po lodzie już im znajomą. Reszta osób pozostała w karczmie na drugiéj stronie, niezmiernie zdziwioną została, gdy ujrzała osobno przyjeżdżającą karetę, a N. Pana idącego pieszo bokami. Plater i inni zobaczywszy to hurmem pośpieszyli na brzeg brodu, ćwierć stai od brzegu rzeki rozciągającego się do saméj karczmy. Gdy już o cztéry tylko sążnie od siebie oddalonego króla chcieli powitać i przebytéj szczęśliwie piérwszéj przeprawy mu powinszować, niespodzianie pod idącemi lód się załamał, nie głębiéj wprawdzie jak po kolana, ale w piérwszéj chwili przerazili się tém wszyscy. Szydłowski i Byszewski pochwycili natychmiast króla po piérwszém zapadnieniu, ale znać cały ten kawał lodu był słabszy, bo parę kroków uszedłszy ledwie, powtórnie król zapadł. Poskoczyli hajducy i co żyło na brzegu, i na rękach już prawie wynieśli króla, który prosto poszedł do karczmy dla