Jakoć się kolwiek dzieje.
Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,
A po złej chwili piękny dzień przychodzi.
Patrzaj teraz na lasy,
Jako przez zimne czasy
Wszystką swą krasę drzewa utraciły,
A śniegi pola wysoko pokryły!
Ten śnieg znienagła zejdzie,
A ziemia, słońce skoro jej zagrzeje,
W rozliczne barwy znowu się odzieje.
Wypróbowawszy więc, że i sławy mieć nie można bez pieniędzy, Gustaw ostatkiem już goniąc, miał wyjeżdżać znowu na wieś, na ten nudny obowiązek pedagoga, który zjadł życie tylu utalentowanych ludzi, nie mających dla zatrudnień machinalnego bakałarstwa czasu do innej pracy. Lecz jednego ranka galonowany lokaj przyniósł mu bilet z adresem mieszkania hrabiny N..., do której proszono, aby się udał natychmiast. Nie pojmując, coby to znaczyło, i nie lubiąc panów, rzucił bilet z dziewięciopunktową koroną na stolik i ubrawszy się z dosyć kwaśną miną poszedł do pani hrabiny.
Puszczono go natychmiast i w kilka minut wyszła do niego staruszka taż sama, której uratował życie, kiedy ją pojazd miał rozjechać.