poznać podłość waszą i nędzne rachuby, kryjące się pod zimnemi pozorami grzeczności. — Teraz już mnie nie oszukacie, wiem, ile wam wierzyć!
Ku wieczerzy przyszła i Marja, w bardzo złym humorze, do salonu. Skarżyła się na ból głowy i nie chciała grać na fortepianie. Franciszek uczynny ciągle ją zbliżał do Gustawa i żartował z nich; ojciec teraz już życzący go sobie całem sercem za zięcia, przypominał im wszystkie dzieje młodości, lecz oni oboje byli obojętni, — nic ich już nie wiązało. Nareszcie niby przypadkiem zostawiono ich samych przy fortepianie. Marja patrzyła w okno, Gustaw na salę — nagle obudził go z dumania dźwięk cichy fortepianu: była to nuta bardzo mu znajoma, tej dawnej ich piosenki:
O mój aniele, pójdziem połączeni
Przez świat i życie, rozkosz i boleści,
Jak powój, co się na dębie zieleni
I miękkim listkiem korę jego pieści!
Jak dwie łzy oczu, dwa piersi westchnienia,
Razem do życia i świata skończenia.
Ty ze mną zawsze, ja zawsze przy tobie,
Na świecie, w niebie i w grobie!!
O mój aniele, pójdziem połączeni
Przez świat ten zimny, przez życie bez celu,
Przez burze lata i wichry jesieni,
Razem, mej duszy luby przyjacielu,
Jak dwie łzy oczu, dwa piersi westchnienia
Razem! o! razem do świata skończenia,
Ty ze mną zawsze, ja zawsze przy tobie,
Na świecie, w niebie i w grobie!