jego ulubionych dziełach. Ludzi widzi ze strony takiej, z jakiej mu się najpodobniejszymi wydają do Filid, Damonów i kompanij. Dzieli ich jak ś. p. ośmnastego wieku moraliści i powieściopisarze jednem cięciem na złych i dobrych, na zbrodniarzy i aniołów. Świat powieści Marmontela wydaje mu się najprawdziwszym światem. Do tego dodajemy, że poeta wiejski splamiłby usta swoje, gdyby jedno słowo pospolite i proste, lub wyrażenie naturalne przez nie przepuścił. Co znowu! On się nigdy nie odzywa nawet do sług swoich tylko stylem wyroczni z trójnoga najwyszukańszemi wyrazy, najdziwniejszemi metaforami. Jego listy — o! nieoszacowane jego listy, bogatsze są w wykrzykniki i znaki pytania, niż w myśli. Biedny poeta, smaży się na nie i nierzadko osala je wierszykami. A że mu nieraz braknie konceptu, zdarza się, że do dwóch i trzech osób słowo w słowo jedno napisze. Ale cóż naturalniejszego!
Przez dobrowolne odosobnienie się i zamknięcie w sobie, w którem się trzyma wiejski poeta, pozbawiony porównania z innymi, stale się bardzo wysoko ceni. Dla niego, jakby od czasów Krasickiego nikt nic nie pisał; jeśli mu co nowszego wpadnie w ręce, przerzuci, nie pojmie, a sądząc z dawnego stanowiska, utwierdzi się jasno w mocnem przekonaniu, że po Krasickim on tylko jeden wielki. Z dumą więc
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.