swoją dystyngowaną postacią zachwycić, potem swoim genjuszem podbić i do wozu zwycięzkiego zaprządz jak innych łagodnych współobywateli. O! zaiste ciekawe to spotkanie, ale okropna dla nieszczęśliwego przybylca mortyfikacja! Nie jestem w stanie opisać tego, lecz mądrej głowie dość na słowie — pojmiecie! Kończy się zwykle na tem, że nieszczęsny przybyły, rozpaczając, żeby go kiedy zrozumiano, opuszcza uszy, rezygnuje i dozwala się męczyć wiejskiemu poecie, który cały swoim ciężarem spada na niego! Zaiste! lepiej jest ujść za ostatniego prostaka i nieuka w oczach takich ludzi, niż psuć sobie gębę, usiłując ich oświecić. Byłoby ostatniem dzieciństwem porwać się na dzieło, którego wszystkie rozumy świata nie dokonałyby; bo któż przekonać potrafi człowieka przywykłego przez całe życie do pochwał, zatwardziałego w swojem głupstwie i wysoko ceniącego siebie? Lepiej zmilczeć, ustąpić i dozwolić triumfu wiejskiemu poecie, który z nim pójdzie trąbiąc na wszystkie strony swoje zwycięstwo.
Osobliwszy egzemplarz takiej karykatury miał Gustaw w sąsiedztwie. Znano go, że ciągle nad książkami siedział, umyślnie więc dla niego zaproszono pana Perełkę, kiedy miał być Gustaw. Trzeba było widzieć, jak triumfalnie wnosił się na salę, otoczony kilką klaskaczami
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.