kochał dla dobrego tonu, a mimo tych platonicznych ogniów, któremi strzelał do wszystkich panien w sąsiedztwie, w domu uwijało się kilkoro drobnych dziatek, które go Papą nazywały, kiedy gości nie było.
Trzeci literat powiatowy, z rodzaju kryptopedów, to jest kryjących w sobie naukę, którzy czytają wiele, ale nic nie piszą i niczem się nie popisują, był pan Mazanka. Tłusty, dumny, minę miał strasznego sędziego, gdyż książki, które czytał, w istocie niemiłosiernie szarpał. Był to rodzaj mecenasa-literata, cały w projektach ekonomji politycznej i polepszenia edukacji, człowiek postępowy z charakteru, wszystkie nowości przyjmujący za arcydzieła, mający na języku wszystkie nowe wynalazki, zachęcający do odmian i polepszeń, protegujący ślepych naśladowców wszystkiego, co za granicą robiono. Ten nie tak wart był śmiechu, gdyż w jego niedowarzonej głowie był przynajmniej jakiś ciąg i systemat myśli, a jego zamiłowanie w nowości chęciami dobremi tłumaczyć się mogło.
Czwarty był bibljofil powiatowy, który nigdy nie czytając, zbierał książki i kradł nawet, czyniąc to, jak mówił, dla dziatek. Tym sposobem zebrał z rozmaitych szmatów parę tysięcy książek.
Wszyscy ci ludzie, jak krucy na pastwę, rzucili się do Gustawa: trzeba było słuchać ich rozmowy, chwalić ich koncepta, i nie stronić od
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.