wać się do każdego towarzystwa, do każdego charakteru, pochlebić każdej słabości, zniżyć się do każdego pojęcia, udając jeszcze wysilone natężenie. Łagodny i dobry Oleś pokochał zaraz Gustawa i on jego nawzajem. Serce młodego zawsze jest dla wszystkich otwarte, a w tej chwili, która mu się niebieskiem szczęściem wydawała, jeszcze było skłonniejsze do przyjaźni. Wesół był, trzpiotał się, swawolił, śmiał się, płakał, nie wiedział co zrobić z sobą. — A Marja była smutna. Widziała ona w Olesiu człowieka, któremu mogła los swój powierzyć, lubiła go nawet; — ale od ostatniego widzenia z Gustawem, odepchnięta od niego...
Kochała go!! Bez nadziei, skrycie, dumnie, nie chcąc po sobie miłości pokazać. — Gustaw trochę się tego domyślał, lecz zdawało mu się, że na zawsze ostygł dla niej, że ona będzie sobie inaczej szczęśliwą. Był wesół z przymusu, lecz razem niespokojny: zdawało mu się, że ten ślub nie powinien był dojść do skutku; — nie chciał się żenić z Marją i nie chciał żeby się z nią kto inny ożenił. W jego sercu była reszta miłości, z gniewem i zazdrością zmięszana, miód, ocet i żółć, jakby powiedział perski poeta: potrawa, której nikomu nie radzę kosztować.
Już jutro miał być ślub. Cały dom pełny był przygotowań do niego, kręcili się wszyscy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.