— A jutro — pomyślał poeta, biorąc kapelusz — jutro będzie tu tylko zamieszanie i smutek, na miejscu tego wesela. Jutro będą płakać i załamywać ręce, jutro będą mnie przeklinać, — jutro, biedny Oleś, który dziś w rozkosznych marzeniach zasypia, będzie rozpaczał! O życie ludzkie! o serce ludzi! — pomyślał — jechałem na cudze wesele, a żonę przywiozę do domu, Marję! pierwszą gwiazdę mojej młodości! — Marję, którą jedna chwila z martwych wskrzesiła!...
W parę godzin po gościńcu pędził pojazd cwałem, a pani Werner mówiła pacierze, a pan Werner szedł spać spokojnie, a Oleś zasypiał kołysany marzeniami! Biedne dziecię!
By mu był niewolnicę najlichszą przemówił,
Winien by mu był został! cóż kiedy wziął żonę?
Nazajutrz bardzo jeszcze było rano, a już Oleś przyleciał ze wschodem słońca, dzień swego szczęścia w oczach Marji powitać. Zastał wszystkich na nogach, dom cały w przestrachu, sługi biegające po dziedzińcu, po domu,