i nadziei, nigdy w dotykalnej rzeczywistości szukać nie powinno.
Lecz te uwagi przyszły za późno, bo już ciężar materjalnego życia całem swojem nieznośnem brzemieniem zwalił się na niego, i wprędce Marja jego dzieciństwa, Marja jego ulubiona, stała się pospolitą Marysią z kluczami u pasa, w czepeczku nocnym i przydeptanych trzewiczkach. A te rozkosze z daleka tak błyszczące, długie, prędko spowszedniały i wybladły.
— Więc marzenia nas zwodzą? więc szczęście jest tylko w marzeniu? — pytał sam siebie Gustaw, — więc rzeczywistość, którą kupujem na wiarę marzenia, zawsze nas oszukuje? Nie — odpowiedział sam sobie — marzenia w tem tylko nas zwodzą, że nam pokazują długiem to, co tylko trwa chwilę. I taki jest zwykły chód szczęścia... długie marzenie, krótka chwila rzeczywistości, a potem wieki wspomnień i żalu.