— Ach! moja ciociu — zawołał Gustaw — czyż Bóg to wszystko dla człowieka stworzył? a cóż człowiek za to Panu Bogu robi?
— Powinien być za to nabożny, posłuszny, dobry, wszystkich kochać i na nikogo się nie gniewać, a Pana Boga kochać bardziej, niż wszystko.
— Ale, moja ciociu, moja ciociu — przerwał Gustaw — czyż to być może, aby kwiatek zasiewał się, wschodził, żył, ssał ziemię, pił rosę i otwierał się do słońca dla jednego człowieka? — A w pustyniach gdzie niema ludzi, wszak są kwiatki?
Pani Werner trochę zaambarasowana tem pytaniem, odpowiedziała chcąc się zbyć dziecka:
— Niema, moje dziecię.
Gustaw się zamyślił.
— A jakże o tem wiedzą ludzie, kiedy tam ludzi niema? — zapytał.
— Czasem przychodzą tam — odpowiedziała ciotka.
— A kwiatki, czy tam zaraz wyrosną, gdzie ludzie przyjdą?
— Zapewne, jeśli będą posiane.
— Ale same się nie znajdą?
— Nie.
— To mnie się zdaje, ciociu, że Pan Bóg musiał stworzyć kwiatki dla nich, a ludzie tylko tak sobie powiedzieli, bo im nikt zrywać nie broni.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.