to ubogi chłopiec, wyratował hrabinę N. z pod koni, kiedy jeszcze była ubogą, a ta po wygraniu procesu zapisała mu wielki majątek; teraz niedawno wykradł cioteczną swoją siostrę i ożenił się z nią.
— Więc żonaty! — zawołała Łucja okropnie zdziwiona i pomięszana.
— Żonaty od roku! — odpowiedział pan Perełka.
— Jakiś niebezpieczny człowiek! — szepnęła matka, — wykradł, powiadasz pan! wykradł!
— Wykradł w wilję jej ślubu! ts! ach otóż i on!
Wszedł Gustaw, — zimno go przyjęto.
Łucja spadłszy z wysokości swoich marzeń, bezsilna, smutna, milcząca, nie umiała słowa powiedzieć. Spojrzał, — i przytomność pana Perełki wytłumaczyła mu wszystko.
— Już wiedzą moję historję, — pomyślał — ale to nic jeszcze. — Siadł więc przy Łucji, zaczął rozmowę o poezji, o książkach. Z początku milczała, lecz powoli, poruszyły się struny jej duszy, zapomniała o wszystkiem, a Gustaw nieznacznie nakręcał mowę do tego, co jej chciał powiedzieć, uporczywie siedząc przy niej, chociaż rozumiał dobrze, co mu chciały mówić niespokojne oczy matki, nieustannie na nich zwrócone.
— Wiesz pani, — rzekł nakoniec, — smutno
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.