— Nie, — tylko długo.
— Jak długo?
— Rozmaicie, czasem bardzo wiele lat. Daleko stąd, w najgorętszej części świata, która się nazywa Afryka, jest kraj Egipt, tam stoją budynki wielkie, podobne formą do tego pałacu, który stawia Franuś, a że są ogromne i z kamienia, przeżyły już bardzo wiele tysięcy ludzi.
— Jak się nazywają te budynki?
— Piramidy.
— Czy to są kościoły, czy domy?
— Groby.
— I groby łatwo przeżyły ludzi? — zapytał Gustaw. — A te domy, ciociu, w których my mieszkamy, czy prędko upadną?
— Za sto lat pewno ich nie będzie.
— A potem co?
— Albo kto je odbuduje albo nie.
— To cóż będzie na tem miejscu?
— Wszystko być może lub nic, pole, kościół, cmentarz, stajnia. — Gustaw znowu się zamyślił.
— I nikt nie będzie wiedział, żeśmy tu mieszkali?
— Zapewne!
— To smutno! — rzekł Gustaw. — I w tem miejscu, gdzie my pomrzemy, mogą się bawić? — zapytał znowu.
— Czemu nie!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.