Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

nie bliźnięce; — bo to jest znakiem niedołęstwa. Lamartina dość jest kilka kartek przeczytać, — reszta jakby się czytało, są to warjacje jednego tematu, w jednym sposobie.
Łucja trochę nieukontentowana zamilkła, ale po chwili odezwała się znowu.
— Czemu nie lubisz Moora?
— Z tej samej przyczyny, — odpowiedział Gustaw. — U niego zawsze perły, drogie kamienie i kwiaty, pełno rosy i djamentów, ozdóbek drobniutkich i błyszczących, jest to niby stary ubiór francuski naszywany cały, bogaty i niesmaczny. Jego poezje, tak jak ten ubiór z modą przyszły, z modą giną, — proste sukno dłużej potrwa.
— A melodje?
— Różnią się tylko od Lalla Roock przedmiotem, równie jak od dytyrambów odgrzewanych, ale też same mają cechy wykonania, i okazują jeden z tych mdłych talentów, bawiących pięć minut, póki są w modzie, któremi potem można dzieci usypiać. Moore daleko jest godniejszy uwagi w swoich satyrycznych obrazach, mało u nas znajomych, w których z nielitościwym sarkazmem wyśmiewa wszystkie wady charakterystyczne Anglików. Jako poeta nic on nie znaczy, lub przynajmniej tak mało, jak mały jest sam wzrostem.
— Bardzo jesteś grymaśny! — odpowiedziała Łucja z przyciskiem.