zawsze nawet jest bardzo śmieszna, a ta, co się stara być przystojną, skromną i pospolitą, nie jest gwałtowną, nie jest prawdziwą. Śmieszna więc być musiała miłość niepospolita Romea i Julji.
— Nie jest ona śmieszna, — zaprzeczył umyślnie Gustaw, — to samo, coby było śmieszne w innej rzeczy, w tem śmiesznem się nazwać nie może. Julja i Romeo śmieszni są dla krótko widzącego krytyka niemającego smaku, nie są śmieszni dla filozofa, bo miłość jak Proteusz tysiączne przybiera formy. Kto wie nareszcie, może Shakespeare chciał w Romeo i Julji wyśmiać egzaltowaną miłość, jak jeden nowy pisarz utrzymuje.
— To być nie może! — zawołała Łucja, taki genjusz jak Shakespeare nie zniżyłby się do pięcioaktowej i jeszcze tak nieznacznej ironji. Często żartobliwy, nigdy on jednak tym sposobem dołków nie kopie pod czytelnikiem i widzem. Chcąc wyśmiać wyśmiewa wyraźnie, przesadza nawet prędzej, karykaturuje, niżby miał niewyraźnie oznaczyć.
— Zgoda! zgoda! — odpowiedział Gustaw, ziewnął, dał dobranoc i poszedł spać.
— Osobliwsza rzecz, jak Łucja jest zarozumiałą, — mówił do siebie, rozbierając się — jak jest zimną nad wszelkie spodziewanie. U niej w głowie jest serce, głowa wszystko podbiła,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.