— Gustawie, pleciesz bez sensu i nudzisz ciotkę — odezwał się pan Werner; na co się zdały takie pytania? jeżeli chcesz pytać, pytaj o co rozumniejszego. Co tobie do tego, co jest, co będzie; ucz się, to wszystko zrozumiesz powoli. Czemu się lepiej nie pytasz: jak się to żyto sieje, jak się pole orze, jak woły karmią, jak się kupuje, przedaje?
— A toż, wujaszku, na co się zdało? — zawołał Gustaw.
— Kiedyś zapewne będziesz gospodarzem.
— Nie!
— Jakto nie? a cóż myślisz robić?
— Nie wiem. — Będę myślał o Panu Bogu i o kwiatkach.
Państwo Werner spojrzeli po sobie, dając sobie oboje do zrozumienia to, czego nie zrozumieli, a Franuś zawołał:
— A ja, mamo, będę żołnierzem, będę miał szlify świecące jak u pana Adolfa, i pióra na głowie, i buty z podkówkami, i wielkie białe ostrogi. Pojadę na wojnę i będę bił, — pobiję wszystkich i zostanę generałem, a potem królem. I ożenię się z królewną bardzo piękną, która będzie miała, jak w bajce Magdusi, księżyc na czole, a suknię w gwiazdy, i perłami będzie płakać. — Nie, — nie będzie płakać: — na co płakać? — My będziem bardzo szczęśliwi, będziem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.