Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo strasznem. — Bawi się — myślała sobie — i ja się bawię, jest przynajmniej jakiś interes w życiu, zaczęła odpisywać na listy, bardzo dowcipnie, bardzo wesoło. A Gustaw naturalnie o tem nie wiedział, bo czyż można takiemi drobnostkami biednego męża trudzić skłopotaną głowę — potem! cóż mu do tego?? — Trwało to kilka miesięcy bez przerwy z obustronnem zadowoleniem. — Mylę się z jenostronnem tylko, bo Alfred żądał od listów dojść do pocałunku i t. d., był to bowiem człowiek regularny, który każdą rzecz lubił doprowadzić do końca. Ale Łucji już się zdawało, że na listach wszystko się było skończyć powinno, i tak skończywszy, była zupełnie z siebie kontenta, czysta na sumieniu i spokojna jak anioł w raju! Co się tyczy Gustawa i przysięgi małżeńskiej, zdawało jej się, że ich w niczem nie obraziła i była niewinna — bo któż przysięga u ołtarza, że nie będzie czytał i pisał listów? — oczywiście, to nic nie stanowi. Co się tyczy serca, to od przysiąg i woli nie zależy, a zatem Łucja, choć jej wędrownik głowę zawrócił, chociaż utrzymywała z nim tajemną korespondencję, czuła się całkiem czystą i niewinną. Mąż ani to przeczuwał, ani o tem wiedział, zupełnie jak ów przesławny matematyk z Fraszek Kochanowskiego, on sobie czytał, pisał, dumał, rozmawiał i zostawiał ich dwoje sam na sam w sali, na przechadzce, w polu,