Odejmie wszystko, że troski w pół wieka
Zgryzą człowieka?
Jednego poranka pan Perełka, ów to bajkopis i literat powiatowy, który nosił zawsze w kieszeni płody nieśmiertelne swojego genjuszu, dosyć rzadki gość w Wasilkowie, przyjechał parokonnym wózkiem.
Zastał tylko samą panię w salonie, która dosyć w złym humorze, milcząca, chociaż zwykle bardzo z niego lubiła żartować, na ten raz tylko siedzieć go prosiła.
— A Jegomość Dobrodziej? — zapytał Perełka z uśmiechem i wyprężeniem, zwykłem tym wszystkim, którzy mówią jeszcze Jegomość Dobrodziej.
— Mój mąż musi być u siebie.
— Nie możnaby go odwiedzić?
— Myślę, że można! — odpowiedziała Łucja, rada, że mu naśle na głowę sto i oko bajek, które mu strują czas do obiadu.
— Więc idę.
— I owszem, proszę — odpowiedziała gospodyni. Siadła czytać, a gość poszedł na górę.