— A drugie:
„O dniu szczęśliwy co...“
— I te.
„A w dzień nowego roku?“
— Także. — Perełka wszystko schował do kieszeni, obejrzał się i przysunął krzesło.
— Ale ja tu nie z tem przyjechałem do pana Dobrodzieja.
— No, a z czemże?
— Prawdziwie — rzekł literat — trudno mi przyjść do tego... jest to bardzo delikatna materja... lecz...
— Może chcesz pieniędzy?
— Jeźli łaska, to je wezmę — podchwycił prędko, kłaniając się literat — ale to jeszcze nie to.
— A cóż takiego?
— Prawdziwie... powierzono mi tak trudne do wykonania dzieło, ufając moim zdolnościom, że istotnie...
— No, no, mów, cóż to jest?
— Gdybyś się Pan nie gniewał?
— Ja się nigdy nie gniewam.
— Nigdy!! proszę ja kogo! a nigdy! hm! ale bo to widzisz Pan Dobrodzej, tak...
— Proszę mówić, na cóż te ceremonje, no, no, bardzo proszę.
— Jest to interes tyczący się Pana Dobrodzieja więcej niż nas wszystkich, mówię nas, gdyż to, co będę miał honor powiedzieć, jest
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.