któraby nas nudziła po palących rozkoszach ziemi.
Wy i tego nie rozumiecie, bydlęta dwunożne, ludzie Platona, którym tylko pierza braknie do przeistoczenia w zwierzę, ludzie, którym równy jest każdy kogut Diogenesa, wy nie macie młodości i białej sukienki, dziewictwa i czystości, rodzicie się jak zwierzę umiejąc od razu pływać po waszej kałuży i szukać brudnej strawy waszej. I tem się różnicie od prawdziwych ludzi, — zwierzę i wy nie macie dzieciństwa, człowiek z iskry wzrasta w ognisko, człowiek prawdziwy doskonali się całe życie, zwierzę ma granicę wychowaniu swemu, — człowiek idzie bez końca i zaczyna od tego, na czem skończył jego poprzednik, żeby masę wyobrażeń, myśli, skarb swój umysłowy, wyżej, o krok posunąć i być szczeblem do wierzchołka, którego niema na ziemi. Bo mądrość jest to góra, próżno się po niej ludzie drapią, stoi ona na ziemi, lecz wierzch jej jest w niebie.