Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Ludwika dumnie odeszła. Gustaw z miejsca się nie ruszył.
— A wasan do swojej stancji! marsz! jutro pójdziesz do Wilna, dłużej nie masz tu co robić w domu moim, rozpustniku, próżniaku. Czemu nie patrzysz na Franciszka, czemu go nie naśladujesz? czy pokazało się po nim kiedy co podobnego?
To mówiąc i prowadząc za sobą do domu Gustawa, szedł pan Werner do pokoju, w którym już z daleka przez drzwi szklanne widać było zapalone świece. — Gustaw zboczył i pobiegł niespokojny do swojej izdebki.
Pan Werner wszedł do salonu, trzasnął drzwiami, rzucił kapelusz i laskę. Żona jego i córka poznały odrazu, że był w złym humorze, podniosły oczy od roboty, i Marynia odezwała się:
— Czy papa każe sobie czytać?
— Nie chcę, — odpowiedział spluwając.
— Gdzieżeś był? — zapytała go żona.
— W ogrodzie! Śliczną tam rzecz widziałem! właśnie Gustaw miał tam w krzakach konwersację z panną Ludwiką! Kazałem się jej wynosić.
Marynia na wspomnienie Gustawa zaczerwieniła się, robota jej zadrżała w ręku, spuściła głowę i zaczęła szyć co najprędzej; ale gdy ojciec dokończył, — krew uderzyła jej do głowy! Nie wierzyła uszom swoim. — Gustaw, ten Gustaw,