— Czy będziem tu popasać? — zapytał pocichu — bo i ja głodny i konie głodne stoją od godziny.
Gustaw obrócił się i nie zrozumiał. — On myślał o niebie, a ten człowiek przyszedł mu rozbić jego poetyczno-religijne dumanie, suchem wspomnieniem o sobie i koniach! — Wstał jednak biedny poeta i milcząc pojechał dalej.
Nieprawdaż, że człowiek wielkich myśli, który się musi do małego życia dwunożnych zwierząt stosować, wygląda jak droga perła, przyszyta zamiast guzika do sukmany wieśniaka?
Kiedy ludzi różnemi sprawami zabawił.
Ten stworzywszy część ludzi chciwych na pieniądze,
Mnie, za co mu dziękuję — stworzył bez tej żądze.
A jadąc dalej, myślał Gustaw:
— Czemuż nie jestem jak inni ludzie, których myśl toczy się w ciasnej sferze ziemskich wyobrażeń, którzy nie umieją płakać, śmieją się z cierpień serca i wierzą tylko w cierpienia głodu, zimna, kalectwa, bo te tylko czuć potrafią.
Tamci wśród przypadkowych łez nawet, które się nie sercu, lecz oczom ich wyrywają, myślą