skreśliła, uczuł jednak, że skarb niósł z sobą. Nie jestże bowiem skarbem błogosławieństwo starego?
Musiał także staruszce powiedzieć swoje nazwisko, bo go inaczej puścić nie chciała.
Potem chwycił obrazek, podziękował i zniknął na zawrocie ulicy. Staruszka powlekła się do domu pilnując muru i kończąc przerwane pacierze, a jeden z kolegów Gustawa wracał do swojej izdebki i rzucając książki na ziemię, wołał do towarzyszów:
— To szalony z tego Gustawa! dziś widziałem, jak o mało się pod konie nie rzucił, dla wyratowania starej jakiejś baby. Gdyby jeszcze za jaką młodą! mógłby rachować na wdzięczność. A tak zyskał pewno błogosławieństwo i pacierze! cha! cha!
Kiedy się człowiek troszczy więcej niźli trzeba.
I zostawiony sam sobie, rzucony pastwą dla swojej głowy, Gustaw dumał dnie całe.
— Ludzie wszystko popsuli na świecie, myślał, chcąc wszystko naprawić; dumny ich rozum odkrył szkielety w kwiatach i plamy na słońcu.