— Nie mów, nie mów o tem — przerwał poeta z odrazą. — Lecz — dodał po chwili — czy poznanie tej cudownej budowy człowieka, wpływa u was na poznanie wielkości Boga i rozwinięcie uczuć religijnych?
— Ono je zupełnie ściera — odpowiedział Adam z westchnieniem. — Na stu doktorów dziewięćdziesiąt dziewięć niedowiarków, materjalistów, ateuszów. Bo cóż widzieli pod skalpelem i bisturem? ciało i ciało! co zobaczyli przez mikroskop? robaki. Nie spotkali duszy, nie pokrajali, nie namacali i nie wierzą w nią, głupcy!
— Nie będę lekarzem — rzekł Gustaw — nie do tego jestem stworzony. Ta jedna próba spać mi nie da długo, i kiedyś może przy kochance, kiedy się dotknę jej bijącego serca, przypomnę jeszcze tę szkaradną lekcję anatomji.
— Zajdź do mnie, Gustawie — rzekł Adam — opowiem ci jedno osobliwsze zdarzenie, z pierwszych lat mojej nauki. Pewno z niego zrobisz balladę, lub legendę, bo ma minę bardzo poetyczną.
— Dobrze — odpowiedział Gustaw zamyślony, i weszli do mieszkania Adama.