Myśli — płomyki ognia, co gore wieczyście,
Skąd do serca? jak z serca do głowy przyszłyście?
Dlaczego, gdy was wołam, stoicie uparte?
Czemu mi nieproszone zalegacie głowę?
Czemu jednych zostaje znamię niezatarte,
Gdy drugie, gdzieś, aż w ciemnie wracają wiekowe?
Czemu często z drobnego ziarnka, jak makowe,
Wykwita kwiat tak wielki, świetny, niespodziany?
Czemu nasiona wielkie przeleżą jałowe
Przez długie lata życia i wiekowe zmiany,
Aż wnijdzie słońce jakieś, które je rozbudzi
I palma z nich zakwitnie nad głowami ludzi?
Czemu myśl z końca w koniec ogromnego świata
Jedna — wielka na skrzydłach czasu, gdy przelata —
Nikt jej sobie nie wyrzekł, wszyscy ją uczuli
Jakby z niebios im światło zaświeciło wieszczo,
I każdy tę myśl wieku do piersi swej tuli,
I wszyscy z nią w głębinach duszy swej się pieszczą?
Czemu, kiedy myśl jasna w tysiąc piersi żyje —
Jedne je tylko usta ogłoszą przed światem,
A tłum z oklaskiem swojej myśli w dłonie bije
Przez poetę odzianej złotem i szkarłatem?
Czemu druga, choć wielka, samotnie zbłąkana
I oczu nie zawróci i serca nie wzruszy?