Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poezye i urywki prozą.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.
Na śmierć Jana Czeczota.
w Druskienikach, d. 11 sierpnia 1847.


W ubogiej chatce, na prostym tapczanie
Trup leży martwy, z powieką zapadłą,
A boleść ciężka i długie konanie,
Uśmiechem męczennika wieńczą twarz wybladłą,
Pusto, troje tylko nad ciałem zostało —
Ta, co go pilnowała do życia ostatka,
Której skonanie jego resztę łez zabrało,
Obca mu, ale razem siostra, żona, matka.
I biedna jakaś stara, co umarłych strzeże
Zimnemi wargi martwe, szepcząca pacierze..
I żebrak wpółdrzemiący, z gałęzią zieloną,
Jako palma zwycięstwa nad zmarłym zwieszoną...
Pusto... ledwie ktoś zajrzy i ku bladej twarzy
Wzrokiem się przelęknionym przybliżyć odważy...
My stańmy na zwycięzcę popatrzeć zdaleka,
Zapłakać nad poetą, westchnąć za człowieka!!
W tej skroni już wybladłej, z której myśl jaśniała,
W snem spojonych powiekach, w ustach uśmiechnionych,
Jak się jeszcze odbija przeszłość jego cała...
Nadzieje lat przeżytych, bole dni minionych!
Ile w obliczu martwem wiary i miłości!
Uczmy się z niego żywi — bo żaden z nas niema
W licu tego spokoju, w obliczu świętości.