Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poezye i urywki prozą.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

który przyniósł odrodzenie za Stanisława Augusta, ani mógł się z nim mierzyć. Czuć, że między Zygmuntowskim, a tym, nić tradycyi żywej pękła. Soki, co płynęły w tamtym, już w Stanisławowskim nie krążą.
W Białej prawie jeszcze byłem jakby w domu, jak u babek... Pani Preyssowa obchodziła się z nami, jak z własnemi dziećmi, do Romanowa jeździło się na święta, małe miasteczko jeszcze woń miało wiejską. Ruiny zamku Radziwiłłowskiego, którego już część tylko mała była mieszkalną, kościół i klasztor księży Reformatów, dobrze znanych, bo dostarczał kapelanów kaplicy w Romanowie, klasztor panien Miłosierdzia, cerkiew Bazyliańska, wszystko to i ów kościół farny, w którym śpiewaliśmy Gorzkie Żale, i murowana figura z obrazem św. Jana Kantego, nawet piec w klasie na górze z datą 16, któregoś roku, tak się w pamięć mocno wraziły! Okolice miasta były daleko mniej ożywione naówczas, niż dzisiaj, do lasu było bliżej — we wnętrzu ciszej — ale już naówczas przebiegająca pod samą Akademią szosa, wiodąca do Warszawy, jak arterya biła życiem i tętniała ruchem. Na cmentarz około Fary, pod cień starych drzew, najbliżej było wybiedz z piłką lub ot tak, bez celu. Naówczas zaglądało się z ciekawością trwożliwą do narożnej kostnicy, w której katafalk odpoczywał, rozpatrywało kamienie grobowe z nieczytelnymi napisami, wklęsłe już w ziemię, których kilka rosło około kościoła.
W Akademii samej, bo tak się zwała owa filia Krakowskiej Szkoły, mieszkał Rektor Preyss i my u niego — Gloger, Cyruński, w dziedzińcu we dworku na prawo profesor Adam Bartoszewicz ojciec Juliana, Zengtellerowie i kilku profesorów utrzymujących uczniów. Wszyst-