Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poezye i urywki prozą.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

U życia schyłku stojąc, jak z gór szczytu patrzę
Na przebieżoną drogę. — U stóp mych cmentarze,
Nad nimi widma wdali nikną coraz bladsze,
Ruiny, zgliszcza, złomy w lat długich pożarze
Zgorzałych mych nadziei, urojeń budowy —
Sam jeden przez ćwierć wieku, wygnaniec bez domu —
Tułacz nie ma gdzie złożyć osiwiałej głowy,
Ani słowem pociechy jest cieszyć mnie komu.
Nie skarżę się — o Panie — bo dusza pamięta,
Iluś mnie dobrodziejstwy wyposażył w drogę,
Jam zmarnował Twe dary — wola Twoja święta,
Czem, jeśli nie cierpieniem dług mój spłacić mogę?
Przebacz mi, jeśli krzykiem zdradzę me boleści,
Przebacz mi, jeśli krzyż mój złaman pod nim noszę,
Jeśli ciało osłabłe, spodlone się pieści —
Pomne na jasne chwile, minione rozkosze...