Są lata, w których role odżywione wiosną
Cudownie jednem zielem niesianem porosną,
Tak rumianek i stokłos, mietlica, bławaty,
Naprzemian łany nasze w różne stroją kwiaty,
A gospodarz co posiał pszenicę i żyta...
Wzdycha i o zagadkę Kalendarza pyta...
Tak i na naszej roli rosną naprzemiany...
Owse prozy, kwiat pieśni, albo nie posiany
Chwast dziki, a wie Pan Bóg chyba tylko w niebie
Skąd się ziarno to bierze, kto je w roli grzebie...
Sieją poezyę złotem, prośbami, zachętą —
Rosną czczych słów łopuchy lub łodygą krętą,
Dowcipnie o swej sile na tyczkę się spina,
I chce drzewko udawać... a przyjdzie godzina,
Że choć nikt nie pomaga, nikt nawet nie słucha,
Wykwita pieśń, gdzie była ziemia tylko sucha,
Bo duch wieje kędy chce... z krwawego zagona
Nim pszenica urodzi... ot trawa skoszona...
Osty, gorzkie piołuny i dziewanna płoną,
Garść zapiekłego bólu i żółć czczego słowa.
Wiele słów się przelało przez niewdzięczne uszy,
Mało poszło do serca, trafiło do duszy,
Ale słowo wiekuje, choć zbutwieje karta —
Żyje, jeśli ma życie pieśń na niej zawarta.