Pedagog chciał uciekać i wstrzymał się, oczy mu błysły nabrzękłe, oblizał się, zająknął.
— Ale co tam! tego nie potrzeba... Prawda, że człowiek tém miastem zmęczony na śmierć, a w gębie nic nie miałem od rana...
Wódkę słychać było mocno od niego, pomimo zaklęcia, że nic w gębie nie miał dzień cały. Staś widząc, że się słabo broni, począł mocniéj nalegać.
— Chodźmy panie Falszewicz, rzekł chwytając go za rękę: kieliszek słodkiéj wódki nie zawadzi.
— Nigdy nie zawadzi! zawołał pedagog, słabnąc coraz bardziéj: wódka aqua vitae; niech głupcy piją wino, to napój dla żołądka i dla kieszeni niezdrowy... Wódka! w to mi graj! nigdy się człowiek nie oszołomi... a dla konkokcyi jedyna... No... ale gdzież ta cukiernia?
Staś pociągnął go za sobą uradowany.
Weszli do bocznéj izdebki pierwszéj cukierni, jaka się trafiła, a Falszewicz okiem pożądliwości pełném powiódł po butlach, z drugiego pokoju wyglądających jak armia uszykowana do boju, w porządku i w pełnych stojąca szeregach.
Przyniesiono wódkę; Staś usiadł i badać go zaczął.
— A! co się działo w Krasnobrodzie, kiedy list pański nadszedł, tego wypowiedzieć niepodobna, rzekł Falszewicz, smakując w Crombambuli. Pan sędzia rzucał się jak... jak dzik; pani sędzina płakała, łamiąc ręce; my wszyscy staliśmy w największym strachu, nie śmiejąc pary z ust puścić. Nareszcie pan sędzia zawołał: „Nie mam syna! nie chcę go widzieć, nie chcę o nim słyszeć więcéj! jak sobie posłał niech się wyśpi!... Nie chciał mi być posłuszny, niechże sam idzie o własnéj sile... Z Panem Bogiem... zobaczymy jak daleko
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.
95
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.