Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

96
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zajdzie...“ Odtąd nie było nawet wzmianki w domu o panu Stanisławie.
Drugi i trzeci kieliszek rozmowniejszym jeszcze i szczerszym uczynił Falszewicza. Przyznał się, a raczéj dał do zrozumienia, że został wysłany do Wilna, aby gospodarzowi domu et quibus interest universis zapowiedzieć, że sędzia za syna nie odpowiada i nie płaci.
Stanisław z tych poszarpanych, wstrzymywanych i wyrywających się zeznań wybadał tylko, że najmniejszéj nie ma nadziei przebaczenia, nawet w razie zupełnéj uległości.
— „Gdyby z głodu marł i jak syn marnotrawny teraz do domu mi wrócił — rzekł sędzia wedle Falszewicza — nie przebaczę, nie przyjmę! Jeśli mi się na oczy pokaże, a zechce przebłagać, na jedno tylko zezwolićbym mógł jeszcze, niech porzuci uniwersytet i przyjedzie się uczyć posłuszeństwa na wsi... Nauki nie potrzebuje, bo mu ta widać głowę słabą zawraca; będzie ekonomował w Krasnobrodzie.“
Nie było więc sposobu, nie było żadnéj nadziei; bo powrócić do tego życia niewoli, po swobodzie, któréj się skosztowało, Stanisław już nie mógł... Trzeba więc było pozostać w Wilnie, myśleć samemu o sobie i wyrzec się rodzicielskiego domu.
Z westchnieniem wyszedł z cukierni akademik, wyprowadzając za sobą podpiłego bakałarza, który nareszcie trunkiem rozczulony, poczynał się już nad Stasiem litować.
— Dalibóg — rzekł — żal mi już pana... No! ale do czego to było robić? do czego?... ot! głupstwo! Już teraz przeskoczywszy płot, trudno na to poradzić!... Doskonała wileńska wódeczka... nie ma co mówić! Przed