Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

100
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

To rzekłszy, odwrócił się i świszcząc poszedł daléj.
Studenci poczęli z oburzeniem powstawać na niego i spisek już knować na zdrajcę, przybywało ich coraz więcéj, gwar się powiększał, gdy Stanisław przerwał narady.
— Staję w jego obronie — rzekł: — nie ma tu takiego grzechu, jaki mu przypisujecie; położenie jego wymawia postępek, szedł i ubiegał się otwarcie. Dla mnie to miejsce było widocznie niestosowne; on je daleko lepiéj zająć potrafi. Chodźmy!
I prawie gwałtem pociągnąwszy Szczerbę, który oburzeniu swojemu nie mógł położyć tamy, Szarski odszedł z nim do domu, wciąż usiłując uniewinnić Bazylewicza.
Wypadek ten, zwracając uwagę Stanisława na własne położenie upokarzające i nieznośne, zmusił go co prędzéj pomyśleć o jakimś rachunku. Wszyscy koledzy, pod których żył dachem, których łaską i książką się żywił, byli ubodzy; czuł, że choć mu tego nie okażą, musi być dla nich ciężarem; potrzeba było pomyśleć o sobie... ale rozglądając się w koło, nie widział żadnego sposobu, żadnego wyjścia. Na koszt skarbowy w instytucie przyjmowano z trudnością, i tych tylko, którzy dali już dowody zdolności; na otwierające się wakanse było zapobiegliwych kandydatów mnóztwo: nadziei z téj strony mieć nie było można. Nauczycielów i prywatnych dozorców posady już były od początku roku pozajmowane, trudno ich było teraz wyszukać; słowem napróżno silił się coś wynaleźć, i męczył się nie spotykając nic przed sobą, nic prócz nędzy, która wzrastała i coraz stawała się groźniejszą.
Napróżno Szczerba, przeczuwając, co się z nim działo, bo od niego nigdy słowa nie słyszał, rozweselał