Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

102
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

uściwych paniczów... Jabym chciał w czém jegomości dopomódz, na moje sumienie... auf Nemunes.
— Cóż ty mi dopomożesz? śmiejąc się gorzko, rzekł Szarski. Do sprzedania nie mam już nic... resztęście wyciągnęli.
— Albo to ja zględem tego mówię? uchowaj Boże! zawołał Hersz ruszając ramionami... auf Nemunes... Ja sobie głowę łamuję, żeby co paniczowi zrobić! A spodziewam się, że jak się co znaleźć potrafi... to i mnie biednemu Żydkowi także coś z tego kapnie...
Staś się zatrzymał, tak dziwnie mu w uszach zabrzmiała dawno niespotykana nadzieja.
— Cóż się może trafić? spytał ciekawie.
Hersz zbliżył się tajemniczo, obejrzał i westchnął jak gdyby wielki dźwigał ciężar.
— A cóż panicz da? zapytał.
— Co ci mam dać? za co?
— Za co? a jak ja znajdę dla panicza lekkie pieniądze?
— Przyznam się, że cię nie rozumiem.
— Nu! nu! ja się już targować nie będę... auf Nemunes... ja znam że panicz poczciwy... dasz jegomość co zechcesz! spuszczam się na panicza.
Staś jeszcze stał nie pojmując, co Żyd mu obiecywał i czego od niego żądał, gdy nareszcie Hersz tajemniczo się ku niemu przybliżył.
— Takie miejsce! taka kondycya, co aj waj! auf Nemunes... lepszego chyba na świecie nie ma. Kupiec pierwszéj gildy... a bogaty! a Morejne, gwałt! Jabym chciał mieć choć procent od procentu tego co on zbiera miesięcznie! On ma córkę. Pan umie po francuzku?
Szczęściem Stanisław nadspodziewanie dobrze mó-