wił tym językiem, winien będąc swą wprawę staremu pijaczynie przybłędzie Francuzowi, który umarł w Krasnobrodzie.
— Umiem, odparł zbiedzony, przenikając już propozycyę, jaką ma uczynić Żydek.
— Pan będziesz uczyć francuzkiego języka jego córkę. Ot! a co? zły interes? Fein dziewczynka! pierwszéj gildy kupiec! ma sklep na Niemieckiéj ulicy, ma drugiego w Słonimie, ma trzeciego w Grodnie, a w Zelwie to pierwszy na jarmarku! Kto jego nie zna! Dawid Abramowicz Białostocki... pan wie? pan musiał choć słyszeć o nim?
— Nie słyszałem, rzekł zimno Szarski.
— To pan widział sklep jego?
— Nie widziałem.
Żyd ruszył ramionami.
— On paniczowi dobrze zapłaci!
Staś pomyślał i zastanowił się nieco.
— Dziękuję ci — rzekł do faktora — dziękuję szczerze... chodźmy do Dawida Białostockiego; będę dawał lekcye jego córce.
Żydek, który myślał, że akademik nierychło się na to zgodzi, i dla tego tak zalecał i Dawida, i sklepy jego, i znaczenie, i bogactwo, i córkę — widząc, że Staś łatwo przystał na propozycyę, zacofał się nieco.
— Nu! nu! niech-no ja jemu wprzódy oznajmię; ale pan umie tęgo po francuzku? auf Nemunes?
— Jużciżbym się nie umiejąc nie podejmował!
— Ja panicza znam! ja paniczowi wierzę! nu! nu! pogadamy ob tego! Ja przyjdę wieczorem. Ale panicz będzie o biednego faktorze pamiętał! Żebym ja tylko rzekł słowo, toby sto akademików dobijało się o to miejsce, ale auf Nemunes nie powiem nikomu! Ja to
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.
104
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.