umyślnie dla pana wyszukał! A co mnie to już bótów kosztuje!
To mówiąc, usłyszawszy na wschodach powracających z prelekcyi towarzyszów Szarskiego, Żydek zwinął się, pokłonił i drapnął.
Dom Dawida Abramowicza Białostockiego, kupca pierwszéj gildy, położony był przy ulicy Niemieckiéj, która nigdy nie należała do najczyściejszych i najprzyjemniejszych w Wilnie. Ściśnięty wśród innych kamienic i zwrócony nieszczęśliwie tak, że słońce nigdy do niego nie zaglądało, pomimo wielkości swéj i mocnéj staréj budowy, niewygodny był i smutny. Oprócz dołu miał jeszcze dwa piętra, sutereny zamieszkane przez posługaczy Dawida, który obszerny prowadząc handel, wielu do niego trzymał pomocników, i kilka po strychu rozsypanych izdebek, prawie zawsze pustką stojących. Na dole mieściły się trzy sklepy właściciela, a znaczną część domu zajmowała jego rodzina, składająca się z trzech już pokoleń. Na tyłach mieszkał ojciec Dawida, Abram Białostocki, stary Żyd z długą siwą brodą, urodzony jeszcze w miasteczku, od którego wziął nazwisko, i pamiętający świetne czasy pani Krakowskiéj i Wersalu polskiego. Ojciec jego, a dziad Dawida, miał niegdyś zajezdny dom w Białymstoku i na kawaleryi narodowéj, stojącéj tam czas jakiś, dorobił się kapitału, z którym Abram na większą już skalę handel rozpoczął.
Starzec żył tu z żoną swoją Ruchlą, prostą i brudną Żydowicą, w dostatku, ale w niechlujstwie, do któ-