Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

115
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

ryby zapraszać go musieli, choćby za niego nie płacił? jak znowu żyć cudzém i być dla nich ciężarem?
Staś myślał długo, rachował, biedził się, i postanowił poszukać nowego mieszkania, aby, być zupełnie swobodnym i panem siebie. Hersz naturalnie zaraz się podjął wyszukać coś niezmiernie taniego a dogodnego, i poleciał na miasto. Nazajutrz zdyszany przyniósł wiadomość, że w kamienicy Dawida Białostockiego jest izdebka na tyle, na strychach, którą kupiec nauczycielowi swéj córki oddaje za trzy ruble miesięcznie. Było to nadspodziewanie tanio, a choć miejsce niedogodne, Stanisław poszedł ze swym przewodnikiem izdebkę zobaczyć. Przebywszy trzy piętra schodów i galerye od dziedzińca, wdrapali się na rodzaj stroméj drabinki ku strychowi, i w ciemném poddaszu znaleźli nareszcie kletkę bardzo malutką, widocznie od dawna pustką stojącą, w któréj ani stołu ani stołka, ani nawet szyb połowy w niezamkniętém okienku nie było. Mieszkanie to niewygodne, smutne, ciasne, ściśle jednak biorąc, wystarczyć mogło temu któremu aby dach nad głową, aby spokój, wszędzie być mogło dobrze. Hersz, który się już gotował dowodzić, że izdebka jest śliczna i gotowa dla kawalera, zdziwił się przekonawszy, że nie potrzebuje namawiać, gdyż Staś poprosił go tylko o stół, ławę, tapczanik i naprawę okienka.
— Nu! nu! wszystko to będzie, rzekł Żyd szparko: już ja tu wyporządzę fein; ale panicz niech o mnie nie zapomni, bo i na tych lekcyach mnie skrzywdzili (westchnął). Takiego mieszkania co to bedel nawet! nie znajdzie i nie trafi, na całe Wilno nie znaleźć...
— Ale mnie samemu niełatwo trafić tu będzie! rzekł uśmiechając się Szarski.