Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

116
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Aj waj! auf Nemunes... sto lat jegomości! pan wszędzie trafi! pan szczęśliwy człowiek! panu idzie każda rzecz!
I ścisnął go za łokieć.
Staś wesoło się jakoś rozśmiał, choć na sercu ciężki czuł smutek; ale Żyd pocieszać go począł po swojemu.
Teraz pozostawało najtrudniejsze do dokonania: oznajmienie towarzyszom o nowém mieszkaniu, podziękowanie im za pomoc, i wyniesienie się na to smutne, dalekie, ale własne poddasze. Kilka już razy próbował o tém mówić Szarski, ale mu brakło odwagi. Drugiego czy trzeciego dnia począł się powoli pakować, chciał uciec od nich i nie przyznać się, aż opuściwszy mieszkanie; ale baczne oko Szczerby dostrzegło przygotowań, i wstrzymał Stasia za rękę w chwili, gdy lichą swoją gromadził już pościałkę.
— Co to jest? zapytał go.
Zmieszany Szarski wyjąknął niewyraźnie:
— Przenoszę się na nowe mieszkanie.
— Dokąd? jakie? rzekł Szczerba: czemużeś mi nie mówił o tém? na co się taisz? Musisz robić głupstwo jakieś, przyjacielu! Bądź ze mną szczerszy! bądź szczerszy!
Staś rzucił mu się na szyję.
— Słuchaj, rzekł, ale się nie sprzeciwiaj. Tyś młody i czuć to powinieneś, jak drogo kosztuje żyć łaską choćby najlepszego przyjaciela... Hersz nastręczył mi lekcye...
— Hersz ci nastręczył? a toż co znowu? chyba u Żyda?
— Właśnie u Żyda, rzekł Staś po cichu, i u Żyda mieszkanie.