Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

125
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

machinalnie prawie chwytała i zapisywała słowa, ale myśl nie wiedziała o nich, sprawy z nich sobie nie zdając. Zapytywany, drażniony przez towarzyszów, tak był zaprzątniony dwoisto, że im nie odpowiadał; a po upływie godziny równie machinalnie jak przyszedł tutaj, przeniósł się do innéj sali.
Trwało to dzień cały prawie; głód zaspokoił bułką i szklanką kawy, poleciał na strych i znowu wziął się do swoich papierów. Pracę przerwała tylko godzina lekcyi, równie szybko przelatującéj jak wczorajsza. Zamknął się i podbudzony głodem duszy, niecierpliwością, żądzą przemówienia do serc tych, co go jeszcze nie znali, raz pierwszy dokonał kilka ułamków, które mu się zdały znośnemi.
Daleki był od rozmiłowania się w nich, jak Bazylewicz w tém co mozolnie kleił bez natchnienia, na zimno, pewien zawsze będąc, że nic złego zrobić nie może; uczuł jednak, że w téj dobie życia nie potrafi już lepiéj, i może dozwolić się ludziom sądzić z téj próby.
Natychmiast więc zebrał co mu się zdało lepsze, odrzucając jeszcze to, o czém zwątpił w chwili stanowczéj, i przez oczekującego Żyda, wprost przy liście przesłał pierwszą pracę wydawcy Noworocznika.
Professor Hipolit był mu całkiem nieznajomy, ale słyszał o nim od towarzyszów. Młody ten człowiek, niedawno kandydat jeszcze w pedagogicznym instytucie, dziś nauczyciel literatury starożytnéj w szkołach, dał się dopiero poznać pracą, z jaką rzadko kto występuje w początkach: uczonym, ale pełnym życia kommentarzem nad poezyami Stanisława Trembeckiego. Dzieło to nie mogło mieć i nie miało rozgłosu w sferach towarzystwa zajętych czytaniem łatwém, gdzie