Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

130
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Więcéj nad wszystko, co go dotąd spotkało, współczucie professora Hipolita przyczyniło się do wyróżnienia Szarskiego wśród młodzieży literackiego oddziału. Ten i ów czytał u niego nadesłane do Noworocznika poezye, słyszał o nich od nauczyciela, którego zdaniu wierzono, dowiedziano się, że będą drukowane w Noworoczniku; podbudziło to ciekawość, zjednało trochę szacunku, zwróciło oczy obojętnych, co na twarzy i w postaci chłopca nic się dotąd nie dopatrzyli.
Nawet Bazylewicz po kilku dniach przyszedł raz na lekcyi ścisnąć rękę Szarskiego, i choć nie stracił względem niego swego dumnego tonu, jakoś się grzeczniejszym okazał.
— A co? rzekł z uśmiechem: mówił mi Hipolit, że cię będzie drukował, wziął tam i moje niektóre rzeczy... wystąpimy razem, jakeśmy tu razem przybyli! Cóż cię to nigdzie nie widać? Czemu nie odwiedzasz ani mnie, ani towarzyszów? Nigdy cię nie spotykam na przechadzce. Poecie potrzeba widoku świata i ludzi, powietrza, drzew, zieloności i przedmiotów, z których sączy się natchnienie, jak z brzozy soki wiosenne.
— Natchnienie przychodzi mi i na strychu, gdy je Bóg chce zesłać, rzekł Stanisław; a tak mało mam czasu, a taki ogrom pracy przed sobą, że chyba gdy już głowa pęka i ze znużenia padam, wybiegnę się trochę orzeźwić...
— Śmieją się z ciebie — dodał Bazylewicz — że dajesz lekcye Żydom; czy to prawda?
— Nie będę się zapierał, ośmielając się rzekł Szarski: nie byłem jak ty szczęśliwy, i nie mogłem sobie znaleźć innego miejsca; pracuję u Żydów!