Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

136
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

do śmiechu. Niektóre z córek wtórowały mu po trosze. Bazylewicz zaczesawszy włosy na tył, z głową zarzuconą na plecy, przechadzał się po salonie nieukontentowany a dumny, ale nikt na niego nie zważał. Nawet najstarsza z panien, do któréj był już dwa sonety napisał, jeden zobaczywszy ją modlącą się w kościele, drugi do grającéj na fortepianie, nie zdawała się obdarzać go szczególném współczuciem.
Na stole, przy lichtarzach i dzwonku, leżała książka w sinych okładkach, świeża, nierozcięta jeszcze, snadź tylko co przyniesiona, na którą nikt nie zwracał uwagi. Szarski, któremu strasznie ciężko było dać sobie rady z rękami, nie mając ich gdzie podzieć, z oczyma któremi nie wiedział gdzie patrzeć, i gębą, któréj otworzyć nie umiał, chwycił machinalnie tę książkę — ale w tejże chwili jakby sparzony ukropem z rąk ją upuścił. Był to może pierwszy w świat puszczony egzemplarz tylko co zszytego Noworocznika, przyniesiony przed godziną pani Ciemiężynej przez professora Hipolita. Szarski podniósł książkę cały zapłomieniony, zmieszany swą niezgrabnością, i cichuteńko położył ją znów na stole. Ale szmer ten i na niego, i na nią zwrócił uwagę i oczy.
— A! to Noworocznik pana Hipolita, który córkom moim daje literaturę! zawołała gospodyni. Bardzo go lubię, porządny człowiek, talent wielki już kiedy krytykuje Trembeckiego! Ot, gdyby nam kto z panów co przeczytał!
Szczerba chciwie pochwycił książkę, a że czytać lubił i nieźle w istocie głośno czytał, poszukał zaraz oczyma znanego mu wiersza Szarskiego, pod tytułem: Pożegnanie, i nie mówiąc czyj był, rzewnie, prosto, z serca czytać go począł.