Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

137
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

Bazylewicz nawet raczył stanąć i słuchać. Kiedy uczucie prawdziwe a silne zagrzeje piersi młodego poety, kiedy nie zmyślone cierpienie, nie dziwaczną myśl jakąś, ale odwiecznie znane a zawsze nowe wyleje z serca żale... któżby się nie poczuł wzruszonym niemi? Niepotrzeba na to ani artysty, ani znawcy, ani smaku, ani nauki, potrzeba tylko serca, a serce ma każdy prawie, kto go w sobie sam nie ubił. Wiersz ten był bardzo prostém pożegnaniem miejsc, w których spłynęło dzieciństwo i młodość, ogródka z gruszą staruszką, dworku z zielonym omszonym dachem, wiejskiego kościołka, darniowéj kanapki i świętego progu domu... pożegnaniem rozdzierającéj rozpaczy i łez pełnem, bo ostatniém, a tak młodém! tak gorącém! W téj sprzeczności dziwactwa uczuć z pożegnaniem, które chyba skazany na śmiérć, wygnanie lub starzec konający, mógł tak boleśnie wyśpiewać... była największa tajemnica piękności pieśni i jéj siły.
Szarski wygnany przez ojca, znając nieubłagane serce jego, oblał łzami gorącemi tych krwawych strof kilka; ale też warte były poematu, bo każde w nich słowo pełne było poezyi i wrzało a kipiało boleścią.
Szczerba począł czytać, uciszyli się wszyscy, słuchali, aż powoli gdy ostatnią strofę kończąc podniósł oczy, spostrzegł, że pani, i panny, i wesoły gospodarz nawet... płakali! O! jakiby to był tryumf dla poety, gdyby go mógł pochwycić, gdyby się nim mógł nasycać! ale Szarski tak był zmieszany, nieprzytomny, tak mu krew zalewała głowę, że nic nie słyszał i nie widział prócz szumu, blasku i otaczającego go jakiegoś męczeńskiego chaosu.
Panny, pani, wszyscy poczęli pytać; czyje to? czyje? a Szczerba ręką tylko wskazał wpół żywego autora.