Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

141
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

sumienia, szlachetności nie pytać było w tém co tworzył. Tłómaczył kilku poetów, pisał wiele prozą, po trosze robił wszystkiego, a że pod starość przyszło mu żyć z niewielkiéj pensyi emerytalnéj i pióra, najmował je w różny sposób. Jeden z księgarzy zwykł go był tytułować złotém piórem, podobno dla tego, że na zażądanie, za butelkę wina, za dobry obiad, za śniadanie z kołdunami porterem oblane, gotów był zawsze stworzyć w pół godziny prospekt, czy to na nowe wydanie kazań; z których się naśmiewał, czy na dykcyonarz, czy na historyę naturalną lub romans, wszystko mu to było jedno.
Ale najużyteczniejszym był Iglicki księgarzom i intrygantom literackim, gdy szło o strategiczne manewra na krytyce oparte. Nikt nad niego ostrzéj, śmieléj, bezlitośniéj i bezwstydniéj, bo zawsze bezimiennie, nie rzucał się na wszystkich i na wszystko: artykuły jego w tym rodzaju były w istocie arcydziełami, tak mu nigdy konceptu nie brakło, tak szermował zręcznie i zabijał na zimno. Chodziło-li o zwalczenie współzawodnika, o zachwianie rosnącéj młodéj sławy, która groziła zaćmieniem starych, o wyszukanie skazy w arcydziele, o wystawienie śmieszne rzeczy poważnéj, Iglicki na to wszystko z chłodną krwią się ofiarował. Z umysłem zręcznym choć płytkim, oczytany, erudyt, a sceptyk w głębi, któremu wszystko było jedno czy czarno pisać czy biało, chwalić czy ganić, potępiać czy wynosić — pisał za co mu zapłacono lub za co go spojono, i tak sobie żył powoli, rzadko trzeźwy wracając do domu.
Życie jego upływało najwięcéj po traktyerniach, garkuchniach, cukierniach i winiarniach, lub za stołem