odczytanie w ten sposób oderwany było skarykaturowaniem i krytyką.
Przyszła koléj na elegię Szarskiego, przebiegł ja po cichu, nie domyślając się, że autor marł ze strachu o kilka kroków.
— A! a! rzekł: naśladowanie! naśladowanie! przesadzone! przesadzone!
Stanisławowi serce biło, pobladł, ale dekretu wysłuchał z pokorą, nie śmiejąc się odezwać. Przyszły pod topór i sonety, a że ich forma dziką była w istocie, professor począł się okrutnie pastwić nad niemi.
— Co to jest? zakrzyknął: po chińsku? po angielsku? po kałmucku? po mongolsku? bo pewnie nie po polsku. I to być ma Petrarka! to kochanek Laury! Wolałbym Ne chody Hryciu podać za przekład z Tassa, podobniejsze to byłoby do prawdy...
To mówiąc rzucił książkę o stół, a już teraz gospodarz, który się śmiał na kredyt, pochwycił go i pociągnął do butelki odkorkowanéj.
Co się działo z Bazylewiczem, opisać trudno. Byłby starego opoja zamordował, gdyby mógł; ale bezsilny gniew wyrzucił go samego za drzwi, pochwycił czapkę i wybiegł jak szalony.
Szarski, Szczerba i inni uczniowie powoli wysunęli się cicho, widząc, że Iglicki zasiadł ze śmiejącym się gospodarzem na ustroni.
Tego pamiętnego wieczoru, młody poeta doznał wszystkich uczuć, jakiemi go zawód przyszły miał karmić.... rozkoszy, boleści, wstydu, upokorzenia, a chwila wesela starła się zupełnie z pamięci i kolące tylko pozostało w piersi ciernie.