Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

147
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

na tarczach dźwignięty, ogłoszon zostanie wielkim... A! i na to skarżyć się nie wolno! Niech płacze łzami w duszy jeśli słaby, ale boleć nie ma czasu i prawa... Dzień jego zakupiony, policzone chwile... do siebie nie należy.
Takiemi to rozmowy karmił młodego Szarskiego, niewiele od niego starszy, ale dojrzały już nauczyciel, a żadna darmo nie przeszła, bo w tym wieku wszystko przylega do świeżego umysłu i niezgluzowane na nim zostawuje ślady.
Zresztą ciągnęło się życie jednostajnym trybem, całe zajęte pracą, lub poświęcone marzeniom i towarzystwu rówieśników. Często wśród niego powtarzały się tęsknice po domu, po Adeli, po tym cichym kątku litewskim, do którego mu powrócić nie było wolno, i płakał. Ale łzy pochłaniała poezya, ocierali je poczciwi towarzysze. Paweł Szczerba niemal po macierzyńsku czuwał nad ukochanym, nie spuszczając go z oka i ciesząc się, że słabo dziecię sił nabierało wśród boleści.
Godziny lekcyj u kupca szły codziennie nieprzerwane. Staś oswajał się z niemi i uczennicą, która codzień też zdawała się więcéj i łatwiéj z nauki korzystać. W oczach jego rozwijał się piękny ten kwiat, który nie potrzebując ani słońca, ani rosy, ani ożywczego powietrza, w sobie niemal samym czerpał siły do wzrostu. Stanisław zdumiewał się postępom, i nieraz zadumał się nad niemi.
Do czego jéj służyć miało to wykształcenie, o które się rodzice starali? na co się zdała nauka w świecie, w którym żyć miała? chyba żeby ją wiek cały karmić żalem i wstydem, a tych, z którymi była związana, ukazać w najniekorzystniejszém świetle. Często w go-