Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

151
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

Talmudu, szarpiąc się i miotając, mówił i kończył niezrozumiałém bełkotaniem, którego szmer brzmiał przeklęctwy tysiącznemi w uszach Stanisława. Stał nie wiedząc co począć, ani co odpowiedzieć, a Abram nie ustawał pytać i przeklinać.
— Nie przyszedłeś tu szysgajer (przejść na wiarę żydowską), ani poświęcić się w Zakonie; ale z trucizną i zepsuciem w sercu wszedłeś pod dach nasz, aby wywołać przeklęctwo z ust starych na dni twoje, aby nakarmić piersi starca żółcią i gniewem. Azali myślisz, że którykolwiek głos człowieczy, idący z serca, próżen być może i nie dochodzi do tronu Tego, którego imienia nie godzi się wymówić ustom ludzkim? Azali myślisz, że nietknięty ręką, nie możesz być pożarty oczyma, i strawiony nienawiścią, i zabity na wieki klątwą?... Idź, mówię ci, uchodź w cichości, okrywszy głowę twoją, a zatrzéj za sobą końcem płaszcza ślady nóg, aby cię nie znalazły myśli moje, i posłańcy Tego, który się mści za dzieci Izraela... Idź, a nie kalaj nas... idź...
Daleki szmer dał się w téj chwili słyszeć na poddaszu, ale Abram był nań głuchy.
Szarski drżał cały, nie mogąc się wyrwać i nie pojmując końca téj sceny, gdy nagle Dawid stanął we drzwiach, i głosem silnym zawołał na ojca z wymówką:
— Abram! Abram!
Starzec odwrócił się widocznie przestraszony, jak zbrodniarz schwytany na uczynku, zatrząsł się i zawrócił ku synowi, który powolnie, ale śmiało począł mówić do niego niezrozumiałym językiem. Kilka słów odjęło Abramowi gniew jego na pozór przynajmniéj, uśmierzył rozdrażnienie, spuścił głowę, przymknął