Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

163
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

Professor Hipolit, nazajutrz po wyjściu gazety, zjawił się z nią na poddaszu.
— A co? rzekł wesoło do Szarskiego: pobici jesteśmy na wszystkich punktach! Prozę i poezyę, piechotę i konnicę naszą spędzono z placu. Wydawcy i współpracownikom, wszystkim aż do niewinnych litografów się dostało. Przyszedłem cię pocieszyć młody żołnierzu, bo się lękam, żebyś po pierwszéj ranie ducha i odwagi nie stracił. Potrzeba się znać z krytyką — rzekł professor — a mniéj to boleć będzie. Gdyby ona była wyrazem przekonania, a pisała się w interesie sztuki, literatury, dążności jakiéjś, każde jéj słowo przyjęlibyśmy z uszanowaniem i w pokorze. Ale dość spojrzeć na źródło, z którego płynie, żeby się rozśmiać i ruszyć ramionami. Trzeba ci wiedzieć, żeśmy dosyć źle z professorem Iglickim, którego ja ani poję, ani mu się kłaniam... to pierwsze. Powtóre, jeden z księgarzy, spekulując na Noworocznik, chciał go nabyć u mnie za bezcen, a ja sprzedać za bibułę nie życzyłem sobie mojéj i cudzéj pracy. Iglicki jest z nim w przyjaźni, recenzya więc i jéj duch między nimi dwoma ułożone zostały. Wiem co ją zrodziło, i nie mogę mieć w niéj wiary: ukąsili i śmieją się. W istocie, jest-li co łatwiejszego, niż bez sumienia napisać najokrutniejszą recenzyę? Stawam w punkcie stosownym i dawaj mi Iliadę Homera, a z błotem ci ją zmieszać potrafię, i dowiodę, iż mniéj warta od epopei Lubelskiego pożaru. Iglicki jutro za kilka butelek wina lub kosz porteru, z inną literą lub pseudonimem, gotów ten sam Noworocznik wynosić pod niebiosa.
To mówiąc, professor rozśmiał się boleśnie, ruszając ramionami.