Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

164
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ale gdzież sumienie? zapytał Stanisław.
— W ogólności mało go jest na świecie, a najmniéj pomiędzy piszącymi. Najlżejsza okoliczność wywołuje ich gniew i zemstę: nie ukłoniłeś mu się na ulicy, nie posłałeś mu książki, jest przyjacielem twego nieprzyjaciela, wstał w złym humorze, świerzbią go palce, ma kilka gotowych par konceptów na sprzedaż, to dość, żeby zabijał i kaleczył. W całéj literaturze naszéj nie trafiło mi się jeszcze znaleźć człowieka, któryby tyle tylko miał sumienia, żeby pochwalić rzecz pochwały godną, gdy z jéj autorem jest na bakier. Krytyka zresztą w dziełach ludzkich jest najłatwiejszą z natury swojéj: utwór człowieka musi mieć strony słabe i niedoskonałe; wyszukać ich nietrudno, powiększyć i rozszerzyć, nauczy trochę wprawy. Jeśli myśl dobra, bijesz na wykonanie; jeśli wykonanie ma wdzięk, pomysł może być mniéj trafny; potém strona moralna przedmiotu, stanowisko autora w literaturze współczesnéj, jego dążności, charakter pism i t. p. dostarczają zarzutów bez końca. Święte to stare przysłowie, jeszcze z czasu dysput teologicznych: Plus negare potest asinus, quam probare philosophus; co grzeczniéj tłómaczyć możemy: łatwiéj napisać pięćdziesiąt krytyk, niż stworzyć jedno dziełko.
To mówiąc, wstał professor Hipolit, i począł Stanisława wyciągać z sobą na przechadzkę na bulwary, zwiędłą twarz jego przypisując zamkniętemu powietrzu, w którém zbytecznie się zasiedział.
— Chodźmy się przejść, rzekł wesoło; a krytycy niech z Bogiem odpoczywają...
Szarski dał się namówić. Wyszli długą ulicą kuzamkowi wiodącą, przez dawniéj Zamkową Bramę, posuwając się ku katedrze i bulwarom; a że dzień był