Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

170
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

nie mówiąc słowa, schował dziecię swe za mundur, nie myśląc już więcéj szczęścia próbować.
— Ale poczekaj-no, to nie koniec jeszcze; wstrzymał go Szczerba. Wiemy w Wilnie o dwóch znakomitych nakładcach... a Manes i Zymel?
Zymel drukował wówczas wszystko, co tylko mu się nawinęło, począwszy od senników i kalendarzy, do, Rolwesów i nauki o owocach, a rozprzedawał bibułę swoją pudami Żydkom, którzy wózkami po Litwie i Żmujdzi rozwozili i senniki jego, i kalendarze, i powieści tłómaczone z francuzkiego, z niemieckiego z rossyjskiego, zbiory wierszydeł, historyę Syndbada, Magiellonę, książki nabożne na wpół z romansami Lafontain’a i Kotzebuego, które składały zbiór popularnych edycyj, rozchodzących się za bezcen, ale w ogromnéj liczbie egzemplarzy. Wydawał na szaréj bibule, drukował ćwieczkami i szuwaksem, ale zarabiał na tém ogromnie. Sam nie znał się wcale na niczém, zecerów miał Żydków, korrektora Żyda; ale że towar jego był niezmiernie nizkiéj ceny, a konsumpcya z każdym dniem rosła, odbyt nie ustawał, a nawet się powiększał.
Do Zymela, wydawcy kalendarzy, nie tak się było łatwo dostać; bo drukarnia jego i składy, które zarazem polską i hebrajską literaturę w sobie zawierały, położone były wśród brudnych ulic izraelskich, a sam głowa domu, ulokowany na piętrze od tyłu, zajmował zaciszny kątek, do którego przez mnóztwo izdebek, rąk żydowskich i zapytań ciekawych, szturmować było potrzeba. Wszędzie kręciła się czynna ludność drukarni, która przed zaprowadzeniem sznellprassy, nadstarczała pośpiechem temperamentu za powolność narzędzi.