Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

175
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

Z kolei Szczerba oniemiał i uśmiechnął się boleśnie.
— Chodźmy! rzekł, ciągnąc Szarskiego.
Staś się zatrzymał.
— Oddam — rzekł — za dziesięć rubli, byle było drukowane porządnie, czysto, i dacie mi dwadzieścia egzemplarzy.
— Na miłość Boga! co robisz!... przerwał przyjaciel.
— Pozwól mi, wiem co robię.
Wtém Żydzi się znów zawahali, gdyż nagły spadek ceny i łatwość, z jaką kończono, zastraszyły ich. Poczęli się przechadzać po izbie i szwargotać.
— Niech pan pozwoli rękopism do jutra.
— I na to zgoda! zawołał Szarski.
Wzięli więc rękopism i znikli z nim w głębi drukarni, a akademicy, dosyć smutni, powarzeni i zmęczeni, pośpieszyli do domu.


Nigdy żaden stosunek ludzi z ludźmi, trwalszy, codzienny, przechodzący w przywyknienie, stający się obyczajem i nałogiem, nie może być w ich życiu obojętnym. Jak dwa czynniki chemiczne zbliżone do siebie, koniecznie wzajem modyfikować się muszą, tak dusze ludzkie nie mogą pozostać przeciw sobie bezczynne. Jest-li co wrażliwszego nad człowieka?
W tym stosunku, słabsza istota ulega silniejszéj, farbuje się jéj barwą, ale i w jéj słabości są strony niepożyte, są tajemnicze cząstki, które oddziaływają na najupartszą naturę. Nie ma więc dłuższego zbliżenia się ludzi do siebie, któreby pozostało bez skutków na przyszłość, i nie wypiętnowało się na nich wy-