Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

177
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

jest niezmiernéj wagi. Zepsucie, poprawa, przekształcenie przychodzą nieznacznie, ale nieuchronnie.
Stanisław, w codzienném choć krótkiém obcowaniu z młodą Izraelitką, musiał wpłynąć potężnie na rozwinięcie tego umysłu chciwego nauki, oświecenia, pełnego ciekawości nienasyconéj i otwartego wrażeniom. Każde jego słowo, chwytane, rozwijane, było tematem dla dziewczęcia, pragnącego pojąć mistrza i podlatującego duchem ku niemu. Ale nie na tém ograniczał się wpływ poety, mimowolnie oddychającego poezyą przy najsuchszéj pracy. Jest to w naturze człowieka, że ku wyższemu i doskonalszemu się wspina, że się w niém musi rozmiłować nareszcie — i Sara, dla któréj Stanisław był ideałem, pokochała go najzapamiętalszą młodą namiętnością. Wiedziała ona dobrze, że tysiące zapór nieprzebytych, niezwyciężonych dzielą ją od niego; czuła, że Szarski litością chyba wypłacić się jéj może: ale nie była panią uczucia i kochać musiała. Ten człowiek był tak dalece wyższy od wszystkich, których spotykała, tak się jéj wydawał wielkim i pięknym, że dusza jéj, jak księżyc za planetą pociągnięty, musiała biedz za swym panem. Nic jednak nie wydawało tego uczucia, chyba wejrzenie długie, powłóczyste, pełne spokojnego, głębokiego jakiegoś ognia, na które Stanisław nie zwracał uwagi. Nieraz on zapatrzywszy się w śliczną twarz Izraelitki, zadumał się nad przeznaczeniem i zabolał nad jéj losem; ale prócz uroczéj piękności twarzy, nic go jeszcze nie pociągało ku niéj. Sara wstydziła się mówić, dla myśli, które wyrzec mogła, i dla języka, którego wdzięk pojmując, obawiała się go skaleczyć. Oczy więc tylko i gra rysów twarzy mówiły cicho Szarskiemu to, czego on ani się domyślać, ani zrozumieć nie mógł.